Je ne suis pas Charlie..

Pół roku temu świat żył akcją We Are Nazarenes, w skrócie nazywaną WeAreN, a po polsku Jesteśmy Chrześcijanami. (szczegóły tu)
Była to spontaniczna odpowiedź na przemoc wobec wyznawców nauk Jezusa w Iraku -kraju, który dzięki Ameryce znalazł się w rękach Państwa Islamskiego (IS). 

Przez Europę przeszła wtedy fala demonstracji solidarności z prześladowanymi, którą codziennie polscy znawcy polityki światowej wczytywali na Twitterze.

I milczeli.

Nie było słowa o WeAreN, dopóki IS nie zakleszczył  innej grupy.. Bogu ducha winnych plemion Jazydów. USA zaczęło bombardować IS, polskie media uznały, że skoro USA bombarduje to musi być ważny ku temu powód, ale mimo tego, że agresja i przemoc wobec chrześcijan była ogromna, to entuzjazm redakcji by stawać w ich obronie, jakoś nie doczekał się większej ekspresji. I to nawet po fakcie.

Jak widać wyżynanie grup religijnych nie wzrusza tak bardzo jak wyżynanie tych, którzy grupy religijne wyśmiewają.

Wczoraj na czołówki opiniotwórczych gazet trafiły na czerwono wydarzenia z Paryża. Trzech zamaskowanych ludzi przebranych za nindża, wystrzelało jak kaczki redaktorów "satyrycznego" pisma, które za przedmiot drwin wybrało sobie między innymi postacie islamu. Ponieważ straszenie islamem i ekstremistami islamskimi (tuczonymi za amerykańskie dolce) jest modne więc palec brukowców skierował się prosto na Allaha, podobnie jak swego czasu palec Ukrainy na Rosję gdy zestrzelono MH17.

Tytuły zmieniały się średnio co 5 minut i uzupełniane były newsami z Twittera, newsami z głowy redaktorów bajkopisarzy, by ostatecznie skończyć  ze znakiem zapytania i w trybie przypuszczającym. 

Jak hieny nad padliną.. byle się tylko nażreć klikami.

Ale najbardziej żenująca, w sprawie jatki paryskiej jest akcja solidarności z nie wiadomo czym/kim pod tytułem: Je suis Charlie. Patrzyłam na to z niesmakiem, podobnie jak na wypowiedzi wybitnych redaktorów komentujących na Tłiterze, którzy coraz częściej pokazują swoją nienawistną, -fobiczną twarz. I nie piszę teraz bynajmniej o redaktorach prawicowych portali, tylko o tych deklarujących walkę o wolność i tolerancję w szerokim tego słowa znaczeniu.

Patrzyłam na Paryżan stojących na ulicach i powtarzających jak mantrę Że słi Szarli.. że słi Szarli.. że słi Szarli.. i nie mogłam się nadziwić niekonsekwencji ich działania. 

Z jednej strony naturalna i zrozumiała reakcja na przemoc. 

Ale z drugiej co?

Identyfikacja z pismem, które wszystkimi możliwymi sposobami, za pieniądze i dla pieniędzy, obraża wszystkich pod płaszczykiem satyry? Którego jedynym celem jest doprowadzenie do eskalacji wzajemnej niechęci? Które korzystając z wolności słowa jest idealnym narzędziem w rękach ludzi, którzy na niesnaskach kulturowych ubijają swoje brudne interesy? Które po pogrzebach zabitych kolegów wróci do obśmiewania? Redaktorzy usiądą z ołóweczkiem nad kartką papieru i wysmarują kolejny satyryczny obrazek kopulującego Mahometa z..

Z czym Ci ludzie na ulicach Paryża się solidaryzują? 

Z ofiarami czy z treściami publikowanymi w gazecie?

Co ma oznaczać wypowiadanie słów: "Jestem Charlie"?

Jestem tolerancyjny czy jestem ksenofobem?

Szanuję innych czy dostarczam innym powodów by pośmiali się z innych?

Pytań można zadawać i zadawać bo pismo wrogów narobiło sobie wszędzie i zabić mógł każdy.

Mogę jeszcze uprzeć się i zrozumieć poparcie dla ksenofobicznej satyry ponieważ przewija się przez nią kopulacja, a ta głęboko zakorzeniona jest w tradycji francuskiej i może trafiać w gust Francuzów.

Ale nawet gdybym bardzo się starała, to nie jestem w stanie zrozumieć polskich lewackich pismaków i lewackie telewizyjne gaduły, które wybuchły wczoraj antyislamską retoryką. A przecież w czasie gdy nic się nie dzieje, ci ludzie opowiadają nam o swojej tolerancji, wytykają nam różne fobie, piszą o tych fobiach w zagranicznych mediach, chcą uczyć nas nowoczesnego współistnienia i zaszczepiać miłość do różnorodności.

A gdy tylko coś się dzieje, z wrzaskiem przyłączają się do tłumu i razem z nim krzyczą: zabić zabić zabić. Polecają książki ostrzegające przed falą islamu, albo pieprzą bez sensu, że "wszystkie zmiany zaczynają się od Francji".

Ja nie jestem i nie będę Charlie. Że ne słi pa Szarli. I tyle.


Ps. Pytanie do naszych mediów: Czy chociaż wiecie kto wystrzelał ludzi w redakcji Charlie Hebdo czy to nie ma znaczenia?
.

.