Jest z Wami tylko mróz.


Mogłam się domyśleć, że przez weekend media będą wałkować temat zrujnowanej przyszłości i braku perspektyw życiowych tych, którzy żyją w związkach nieformalnych. O ile jeszcze w piątek politycy walczącej lewicy prostowali swoje wojownicze hasła, że projekty ustaw nie dotyczą znikomej części homo, ale znacznej znacznej części hetero nieformalnych (Palikot u Paradowskiej) – tak już po głosowaniu, przez trzy dni słyszeliśmy z ust tych samych ludzi, że państwo polskie dyskryminuje grupy homoseksualne.

O parach heteroseksualnych ani słowa. A przecież to ich przede wszystkim dotyczyły projekty ;)

Więc ja także pominę temat tych heteroseksualnych niezguł, które z jednej strony krzyczą by państwo pozwoliło im żyć po swojemu a z drugiej klęczą z wyciągniętą łapą w oczekiwaniu aż państwo prawnie ureguluje im to „życie po swojemu”.

Dzisiejsze słowa kieruję przede wszystkim do par homo, które nawet gdyby nie chciały „żyć po swojemu” to są do tego zmuszone, ponieważ innych możliwości nie mają. Piszę te słowa ponieważ skóra marszczy mi się między uszami gdy czytam, że w dalszym ciągu brną w idiotyczną polityczną zabawę w walce o swoje prawa. Tak jakby robiły wszystko by żadnych praw nie dostać.

Może wy chcecie się użalać nad sobą?

Od kilku dni media mają Was w głębokim poważaniu i zajmują się tylko tym, czy Gowin poleci w związku z tym, że Wam nie przyklasnął. Od kilku dni politycy mają Was w głębokim poważaniu i zajmują się tylko tym, czy w związku z Gowinem posypie się Platforma Obywatelska. Od kilku dni Wasi oświeceni dziennikarze mają Was w głębokim poważaniu i zajmują się tylko tym, kto dał tytuł profesorski prawicowej profesor albo co jest warta prawicowa posłanka bez chłopa. Albo jak ewentualnie wygląda produktywna miłość innej posłanki. 

Też prawicowej.

Wszyscy mają z Was taką uciechę, że aż padła propozycja by zamienić nawet jedną marszałkinię Sejmu na inną, by zabawa na Wiejskiej i w jej okolicach nie ustała. A Wy jeszcze dostarczacie politykom radości podwójnej: pchacie się przed kamery i mówicie, że nigdy nie zagłosujecie na PO.

Czy kiedykolwiek głosowaliście?

Od roku jesteście widoczni na manifach organizowanych przez Ruch Palikota i jego feministyczno-antyklerykalne kręgi. Od roku wspólnie z Ruchem Palikota głosicie, że kościół zabiera Wam prawo do godnego życia. Od roku kojarzeni jesteście tylko z Ruchem Palikota bo już nawet nie z lewicą Millera.

Powiecie, że się powtarzam? Że napisałam to już w ubiegły piątek?

Zgadza się. Ale wczoraj przeczytałam, że wybieracie się do prawicowych posłów, którzy głosowali przeciw projektom i chcecie im coś niecoś o sobie opowiedzieć. 

Co chcecie im powiedzieć? 

Że ponad połowa Polaków nie ma nic przeciwko związkom partnerskim, nic przeciwko parom homo ani hetero? Powiecie, że myliliście się, że Polacy to ciemna katolicka masa? Że to nieprawda, że polscy katolicy chodzą na pasku klechy, pasibrzucha czy jak wolą antyklerykałowie „zboka”? Że nieprawdą jest, że za wszystkie nieszczęścia Polski i świata odpowiada kościół włącznie z nieżyjącym JPII?

Nigdy tego nie mówiliście?

Mówili to wasi przedstawiciele. Ci, którzy dla Was organizowali marsze przez stolicę, ci którzy występowali w mediach tylko po to, by sprowokować do ostrej reakcji polityków prawicy. Im daliście przyzwolenie i im klaskaliście, gdy media bawiły się Waszą dyskryminacją i wyzwiskami jakie szły z ust Waszych przedstawicieli.

W tym wszystkim nie pomyśleliście, że powodzenie waszej prawnej przyszłości zależy właśnie od głosów ludzi mających bardziej konserwatywne poglądy. A których obrażaliście. I rok, który spędziliście na wojnie, która –nie oszukujmy się – ośmieszyła Was, mogliście spędzać na rozmowach z tymi posłami, których głosy były ważne.

Ale po co? Do tego trzeba mieć jaja, odwagę i mieć argumenty, a nie tylko tęczową flagę w łapskach.

Wczoraj odbył się jakiś protest pod Sejmem. Wczoraj nie było już z Wami ani polityków, ani etyków, ani lewicowych przyjaciół. Był z Wami tylko mróz. 

I to może ostudzi Wasze rozgorączkowane głowy.

By osiągnąć cel można wykorzystać do tego walkę -ale w czasie pokoju to nie zdaje egzaminu. Można też negocjować-to zazwyczaj przynosi efekt. Dam przykład: gdzieś w Polsce jest wieś, a w niej rządzi wójt czy sołtys. Nie dość, że jest młody -to jeszcze gej. Założę się, że został szeryfem nie dlatego, że stał pod kościołem i nawoływał do skrobanek, ani nie dlatego, że przysiągł iż zabroni proboszczowi wychodzić na ulicę w sutannie. Założę się, że nie powiedział, że ludzie są ciemni, a on przyniesie im oświecenie. Założę się, że został szeryfem dlatego ponieważ miał ludziom do zaoferowania coś więcej niż kontrkandydaci. 

I to wszystko zdarzyło się na wsi  -katolickiej, moherowej, zindoktrynowanej ciemnej wsi. Tam -gdzie zgodnie z tym co przez rok słyszeliśmy z Waszych ust -ksiądz decyduje co można pod kołdrą robić.
_______

PS. Pogońcie tych, którzy w Waszym imieniu w mediach klepią bzdury, że jak zachorujecie to Wasz partner/ka nie będzie mógł Was odwiedzić. W godzinach wizyt –odwiedzić chorego może każdy. Lekarz też nie odmówi by przy łóżku ktoś czuwał gdy stan chorego jest bardzo ciężki. Bo tak serio, KAŻDY rozumie jak ważna jest bliskość drugiej osoby, tym bardziej w czasie choroby.

No, może nie rozumieją ci, którzy wypowiadają się w Waszym imieniu. Ale im do szczęścia potrzebna jest tylko trawa albo amfa. I kawałek mikrofonu.



więcej jak zawsze na portalach :)
.

Rodzice


Rodziców mamy takich jakich mamy. Rodziców się nie wybiera i musimy przyjąć z pokorą ich przeszłość, ich życiorysy i ich dawne postępowanie. Nawet wtedy gdy nam się to nie podoba.

To bagaż. Zły albo dobry. 

Rodzice mają nad nami jedną wielką przewagę: o ile my nie mamy żadnego wpływu na to co robią, tak oni mają wielki wpływ na to co my robimy. Mogą swoje fobie, swoje problemy, swoje strachy przenosić na nasze życie. I w ten sposób robić piekło z naszej egzystencji.  

Do pewnego momentu. 

Gdy stajemy się dorośli stajemy także przed wyborem: czy nasze życie ma wyglądać podobnie? Czy chcemy robić to co oni czy może wybierzemy zupełnie inną drogę? Czy to co robią nasi rodzice jest ok? 

I dokonujemy osądu, niezależnie od tego jak bardzo ich kochamy. Dokonamy go tak czy inaczej, niezależnie od tego czy wywrzeszczymy im to prosto w twarz czy zachowamy tylko dla siebie.

Niezależnie od tego jak dokonamy osądu, wiemy już czy ich szanujemy czy może zostaliśmy tylko z faktem, że mamy rodziców. Takich jakich mamy. 

I rozpoczynamy swoją drogę. Bo taka jest natura rzeczy. Ptaki opuszczają gniazda, zwierzaki szukają nowego stada albo zakładają własne.  Żadne nie zastanawia się w jakim gnieździe się chowało. 

Ale jest jedna bardzo ważna rzecz w tym całym kołtunie, który czasami jest wryty w czas naszej egzystencji zależnej od rodziców. Nie możemy nigdy zapominać o tym co się na nią składało. I jeżeli było coś co nas raziło w naszych rodzicach – tym bardziej powinniśmy robić wszystko, by nie stało się to także elementem naszego samodzielnego wyboru.  

Byśmy byli lepsi, mądrzejsi, nie popełniali ich błędów. 

Chyba, że jesteśmy tak leniwi i tak wygodni, że nie ma dla nas znaczenia na czym budujemy własne życie. Ponieważ ta byle jaka przeszłość rodziców może nam zagwarantować bardzo wygodną przyszłość. 

To także jest wybór. 

Ale nie można mieć pretensji do świata, że ktoś nam wypomniał ich przeszłość. Bo gdy pijemy, ćpamy, kradniemy, bijemy dzieci czy swoich partnerów, klepiemy ozorem bez opamiętania lub zachowujemy się jak „świnie” -zawsze ktoś może powiedzieć, że oto „cały ojciec” lub „cała matka”. 

I zawsze znajdzie się ktoś, kto powie, że prawdą jest, iż niedaleko pada jabłko od jabłoni.  

Tym bardziej gdy jesteśmy osobami publicznymi.  

Tym bardziej w kraju, w którym wszystko jest polityką.




więcej jak zawsze na portalach :)




.

O sprawie doktora G.


Temat nie może się skończyć. Od momentu ogłoszenia wyroku w sprawie dr G. media nieustannie walą w PiS i IV RP Kaczyńskiego. W zależności od tego jakie to media- albo stają murem za sędzią, który uzasadniał wyrok albo psioczą na sędziego, za to, że robi z uzasadnienia wyroku sprawę polityczną.
Tak jakby w Polsce to był precedens. Tak jakby polityka nie była w każdym wyroku, który mógłby podważyć wiarygodność jakiegokolwiek polityka. Polityka była w sprawie dzieciaka zakopanego pod kamieniami więc dlaczego miałaby nie być w sprawie doktora, który brał i na swoje szczęście został przydybany za czasów szeryfa Ziobry?

Dlaczego na szczęście?

Dlatego, że w sumie, dzisiaj nikt nie potępia lekarza, który brał, nikt nie zastanawia się jak czuły się rodziny pacjentów, które wiedziały, że nie mają tyle by odwdzięczyć się doktorowi za to, że wykonał pracę, za którą państwo mu płaci co miesiąc niemałe pieniądze.

Doktor w sumie ma wszystko co potrzebne by zostać geniuszem transplantologii, ale diabeł tkwi w szczegółach, a doktor postanowił diabłu pomóc i robił to czego się brzydzimy, a co czasami zmuszeni jesteśmy zrobić.

Dać w łapę.

I tutaj nie ma wątpliwości, że dokonał brzydkiego wyboru, który podważył całokształt jego osiągnięć.  Wyboru także niemądrego, ponieważ zmuszając pracowników do przestrzegania standardów pracy i higieny w szpitalu, musiał wiedzieć, że któryś wreszcie go zakapuje. Nic tak nie wnerwia ludzi przyzwyczajonych do swojej zawodowej wyjątkowości, jak szef, który zakazuje zajarania na oddziale.

I przechodzimy do sedna sprawy.

Doktor został aresztowany za czasów Rzeczpospolitej Prawa i Sprawiedliwości. Media zostały o tym poinformowane, kamery pokazały ręce w kajdankach, a szeryf Ziobro zwołał konferencję prasową, na której powiedział to co powiedział.

Zrobiła się wtedy straszna afera. Nie wiadomo czy z powodu potępienia brania czy z tego powodu, że niektóre święte krowy w białych fartuchach może spotkać taki sam los. Wszak branie jest chyba wpisane w polską wersję przysięgi Hipokratesa, którą modyfikowała dla dobra lekarzy i pacjentów komuna :/

Dzisiaj po ogłoszeniu i uzasadnieniu wyroku, nikt nie pamięta, że oskarżonym jest doktor. Za to w mediach tłumaczy się były szeryf Ziobro, co jest mu jak najbardziej na rękę bo i kamery ma pod nosem, i jest zapraszany do studia by się pokajał.

A on ani myśli kajać się i gada jak polityk, który dostał swoje 5 minut na wizji.

Czytałam wypowiedź profesora prawa, który powiedział, że wyrok jest zbyt surowy i doktor powinien sądzić się z państwem o odszkodowanie. To jakieś kuriozum: gdy skazanemu nie spodoba się wyrok to będzie sądził się z państwem? Może wprowadźmy powszechność pod tytułem: "Obywatelu skarz się sam. Twoja przyszłość w Twoich rękach".

Inny profesor powiedział, że doktor powinien stracić prawo do wykonywania zawodu, bo rok w pudle to zdecydowanie za dużo. Nie wiem co jest większą karą dla lekarza: niemożność wykonywania wyuczonego zawodu czy rok pierdelka.

Dla przykładu przypomnę skandal jaki miał miejsce w ub. roku za Odrą – lekarz brał i kolejka czekających do operacji wydłużała się. Oczywiście dla pacjentów czekających grzecznie w kolejce. Ale tam sytuacja jest jasna: lekarz odsunięty od wykonywania zawodu czeka na wyrok, który na pewno będzie przykry, a innym lekarzom w klinice zmieniono kontrakty i zmniejszono pensję. Nie miało znaczenia, że większość z nich nawet nie miała pojęcia o tym, że jakiś lekarz brał.

Widzicie? Tylko Polska ma tyle problemów etycznych.
_____

Celowo nie podjęłam tematu porównania przesłuchania w/s doktora G. z okresem stalinowskim. Temat rozgrzewa do czerwoności lewica. Domyślam się dlaczego: może już nikt nigdy nie powie, że stalinizm to dzieło komuny? Może się uda rozdzielić stalinowskie metody pomiędzy komunę i CBA? Wtedy ciężar odpowiedzialności za zbrodnie nie będzie lewicy tak doskwierał?

Ale, mimo tej chytrej sztuczki, na pewno nikt nigdy nie zapomni, że metody stalinowskie zaczerpnięte są z komuny.

Tak czy inaczej – historyczne bagno.



Więcej jak zawsze na portalach (linki na górnej belce)






.

Fotoradary


Dzisiaj napiszę krótko. Będzie o fotoradarach, które podniosły ciśnienie na forach internetowych, wśród niektórych polityków i dziennikarzy.

Rząd wpadł na pomysł by otoczyć polskie drogi siecią fotoradarów. Pomysł bardzo dobry, zwłaszcza, że do tej pory mandat wystawiony przez policjanta nie skutkował. Zdarzało się, także, że policjanci w swojej nieroztropności byli zbyt pobłażliwi i odpuszczali albo robili tak, że i wilk był syty i owca cała.

Pamiętam czasy, gdy nauczeni kiwania władz, dawaliśmy sygnał światłami samochodom jadącym w przeciwną stronę, że w krzakach stoją kanary. Z czasem zmądrzeliśmy jako społeczeństwo i daliśmy spokój z uprzedzaniem piratów drogowych przed konsekwencjami ich piractwa. Tym bardziej, gdy niejednokrotnie okazywało się, że nasi piraci, oprócz ciężkiej stopy, mają także alkohol we krwi.

Co roku w Dzień Zmarłych (i nie tylko) dowiadujemy się o pijanych kierowcach, mimo tego, że wiozą całe rodziny na cmentarz. Czasami dosłownie. Dowiadujemy się, że mimo ostrzeżeń, któremuś tak bardzo się spieszyło, że spowodował wypadek. Pal licho gdy śmierć tylko jego zabierze – wszak zrobił wszystko by po niego przyszła. 

Ale często jego nie bierze, ale zabiera przypadkowych ludzi. A ten, kto przyczynił się do takiego obrotu sprawy, dostanie kilka lat w kiciu. Ale żyje. Kilka lat kicia i wolność - taka jest cena ludzkiego życia.

Oczywiście niektórzy muszą docisnąć pedał gazu. Nie po to kupili tojoty, ferrari czy beemwice by kulać się po drodze 50 km/h. Oni znają wartość swojego zakupu i chcą by tą wartość dostrzegło także otoczenie.

I zaczynają się schody.

Jakaś wieś zakończyła (przynajmniej teoretycznie) sprawę rozpędzonych samochodów. Postawiła sobie na swój koszt fotoradar. 

Źle - głupia wieś.

Mądrzy, myślący i oświeceni nie mogą zrozumieć motywów. Przecież nic po tej drodze nie chodzi, a trzeba zwolnić. 

Nie pomyśleli, że może strach wyjść?

Mamy taką mentalność, że nie zwolnimy w pustym lesie czy na pustym polu tylko dlatego, że na znaku widzimy jelenia, który może w każdej chwili wyskoczyć, a my nie zdążymy zahamować. Bardziej powiemy: jeleń, że wyleciał. Po co biega po lasach?

Może fotoradar nauczy szacunku także do innych istot. Bo to, że przez pole czy las leci asfalt nie oznacza, że wszystko co na tym stanie ma pecha. Oznacza tylko tyle, że powinniśmy zwolnić ponieważ na tych terenach coś żyje, co niekoniecznie musi znać pojęcie "konie mechaniczne".

Ci, którzy tak potępiają decyzje rządu postanowili pobajdurzyć w imię swoich racji i opowiadają na necie bzdury: że w Belgii są tylko cztery fotoradary, że gdzie indziej wcale nie ma, że tylko w tej Polsce, że w Niemczech..

A właśnie.

W tych Niemczech, na własnej skórze zobaczyłam jak działa ograniczanie prędkości. Na jednej trasie z jednego miasta do drugiego miasta stoją dwa fotoradary. Odległość niedaleka, po bokach pola, na asfalcie z nudów wylegują się koty. 

Tak rzadko coś przejeżdża.

To po co fotoradar?

Może właśnie ze względu na te koty?











.

.

.