O narzekaniu i nieumiejętności pochwalenia


Na G+ rozwinęła się dyskusja na temat tempa rozwoju naszego kraju i oceny zmian ostatnich dwudziestu lat. Dość ciekawa zważywszy na fakt iż w tabeli przedstawionej przez autora, nasz kraj znalazł się tak jakby w środku. Niewątpliwie takie umiejscowienie daje pole do popisu i pesymistom i optymistom.  Jedni i drudzy widzą albo jak blisko jest do czołówki albo do szarego końca.

Kwestia percepcji.

Wypowiedziałam się na temat, niestety mój głos zginął w gąszczu linków i wymiany cyferek. Dlatego rozgoryczona jak diabli postanowiłam zabrać głos tutaj, na moim blogu. I będzie to głos jedyny ponieważ możliwość komentowania jest wyłączona.

Daje mi to gwarancję wyjątkowości.

Tak więc stwierdziłam, że Polacy są z natury maruderami i nic ich tak nie kręci jak opowiadanie o swoich słabościach albo o tym co się nie udało.

Jako osoba znająca babskie problemy wiem, że jeżeli spotkają się dwie starsze panie to wymiana opinii będzie dotyczyła tylko kolejek do doktora, bólu pod łopatką albo tej wrednej synowej co to syna od maminej spódnicy odciąga.

Będzie mowa o tym Władku Iksie, który właśnie kupił auto, a z czego on to auto kupił skoro ciągle w domu przy komputerze siedzi?

Rozmowa otrze się także o Jana Igreka, który biznes jakiś rozkręca, a przecież gazet chyba nie czyta. A tam jak byk stoi, że co rusz coś upada i jeżeli Jan nie czyta to mógłby przynajmniej zapytać co robi teraz Heniek Zet. A Heńkowi właśnie upadło więc po co zaczynać skoro ma upaść?

Z telewizora wyglądają codziennie smętne twarze naszych polityków, które przekonują nas, że jest tak źle, że już gorzej być nie może. Że wszyscy się z nas śmieją, że na EURO nie zdążymy, że autostrady nie gotowe, a u Niemców panie to się śmiga jak po szklance i to za darmo!

Nikt nie powie, że Niemcy swoje autostrady budują już od siedemdziesięciu lat i ciągle albo je poprawiają albo poszerzają. U nich nazywa się to „dbanie o stan dróg”, a u nas nazywałoby się „naprawianiem spartaczonej roboty”.

Bo kto to widział, żeby maszyny od prawie wieku ciągle coś reperowały i utrudniały przejazd?

Tak to jest, że osiąganie sukcesu (nawet najmniejszego) jest w naszym kraju wstydliwym tematem, o którym nie należy wspominać by nie wkurzyć sąsiada. Za to porażka jest godna roztrąbienia na całe miasto i jest możliwością poujadania, że ci na górze na pewno kradną, bo gdyby nie kradli to nie byłoby niczyich porażek.

Przekonywanie, że jest inaczej jest syzyfową robotą. W Polsce najlepiej swoje sukcesy przeżywać w samotności, a niepowodzenia deklamować na ulicy. Współczujących nam wtedy nie zabraknie a i poużalać się będzie można, gładko spadając na dno beznadziei.




.
.

.