O sprawie doktora G.


Temat nie może się skończyć. Od momentu ogłoszenia wyroku w sprawie dr G. media nieustannie walą w PiS i IV RP Kaczyńskiego. W zależności od tego jakie to media- albo stają murem za sędzią, który uzasadniał wyrok albo psioczą na sędziego, za to, że robi z uzasadnienia wyroku sprawę polityczną.
Tak jakby w Polsce to był precedens. Tak jakby polityka nie była w każdym wyroku, który mógłby podważyć wiarygodność jakiegokolwiek polityka. Polityka była w sprawie dzieciaka zakopanego pod kamieniami więc dlaczego miałaby nie być w sprawie doktora, który brał i na swoje szczęście został przydybany za czasów szeryfa Ziobry?

Dlaczego na szczęście?

Dlatego, że w sumie, dzisiaj nikt nie potępia lekarza, który brał, nikt nie zastanawia się jak czuły się rodziny pacjentów, które wiedziały, że nie mają tyle by odwdzięczyć się doktorowi za to, że wykonał pracę, za którą państwo mu płaci co miesiąc niemałe pieniądze.

Doktor w sumie ma wszystko co potrzebne by zostać geniuszem transplantologii, ale diabeł tkwi w szczegółach, a doktor postanowił diabłu pomóc i robił to czego się brzydzimy, a co czasami zmuszeni jesteśmy zrobić.

Dać w łapę.

I tutaj nie ma wątpliwości, że dokonał brzydkiego wyboru, który podważył całokształt jego osiągnięć.  Wyboru także niemądrego, ponieważ zmuszając pracowników do przestrzegania standardów pracy i higieny w szpitalu, musiał wiedzieć, że któryś wreszcie go zakapuje. Nic tak nie wnerwia ludzi przyzwyczajonych do swojej zawodowej wyjątkowości, jak szef, który zakazuje zajarania na oddziale.

I przechodzimy do sedna sprawy.

Doktor został aresztowany za czasów Rzeczpospolitej Prawa i Sprawiedliwości. Media zostały o tym poinformowane, kamery pokazały ręce w kajdankach, a szeryf Ziobro zwołał konferencję prasową, na której powiedział to co powiedział.

Zrobiła się wtedy straszna afera. Nie wiadomo czy z powodu potępienia brania czy z tego powodu, że niektóre święte krowy w białych fartuchach może spotkać taki sam los. Wszak branie jest chyba wpisane w polską wersję przysięgi Hipokratesa, którą modyfikowała dla dobra lekarzy i pacjentów komuna :/

Dzisiaj po ogłoszeniu i uzasadnieniu wyroku, nikt nie pamięta, że oskarżonym jest doktor. Za to w mediach tłumaczy się były szeryf Ziobro, co jest mu jak najbardziej na rękę bo i kamery ma pod nosem, i jest zapraszany do studia by się pokajał.

A on ani myśli kajać się i gada jak polityk, który dostał swoje 5 minut na wizji.

Czytałam wypowiedź profesora prawa, który powiedział, że wyrok jest zbyt surowy i doktor powinien sądzić się z państwem o odszkodowanie. To jakieś kuriozum: gdy skazanemu nie spodoba się wyrok to będzie sądził się z państwem? Może wprowadźmy powszechność pod tytułem: "Obywatelu skarz się sam. Twoja przyszłość w Twoich rękach".

Inny profesor powiedział, że doktor powinien stracić prawo do wykonywania zawodu, bo rok w pudle to zdecydowanie za dużo. Nie wiem co jest większą karą dla lekarza: niemożność wykonywania wyuczonego zawodu czy rok pierdelka.

Dla przykładu przypomnę skandal jaki miał miejsce w ub. roku za Odrą – lekarz brał i kolejka czekających do operacji wydłużała się. Oczywiście dla pacjentów czekających grzecznie w kolejce. Ale tam sytuacja jest jasna: lekarz odsunięty od wykonywania zawodu czeka na wyrok, który na pewno będzie przykry, a innym lekarzom w klinice zmieniono kontrakty i zmniejszono pensję. Nie miało znaczenia, że większość z nich nawet nie miała pojęcia o tym, że jakiś lekarz brał.

Widzicie? Tylko Polska ma tyle problemów etycznych.
_____

Celowo nie podjęłam tematu porównania przesłuchania w/s doktora G. z okresem stalinowskim. Temat rozgrzewa do czerwoności lewica. Domyślam się dlaczego: może już nikt nigdy nie powie, że stalinizm to dzieło komuny? Może się uda rozdzielić stalinowskie metody pomiędzy komunę i CBA? Wtedy ciężar odpowiedzialności za zbrodnie nie będzie lewicy tak doskwierał?

Ale, mimo tej chytrej sztuczki, na pewno nikt nigdy nie zapomni, że metody stalinowskie zaczerpnięte są z komuny.

Tak czy inaczej – historyczne bagno.



Więcej jak zawsze na portalach (linki na górnej belce)






.
.

.