Kolejna dyskusja, która
rozgorzała na G+ także i mnie zainteresowała ponieważ doprowadziła do kolejnej
wymiany zdań trochę nie na temat. Artykuł, który był powodem starcia
opublikowała GW a dotyczył on spadku poziomu biedy w Polsce i to o bardzo znaczący
procent.
Jak zawsze w takich sytuacjach
punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Dla jednych wykładnią poziomu życia
w kraju będzie ruch w schronisku Brata Alberta, dla innych budowane na przedmieściach
domy dla bardziej zamożnych czy też bardziej ambitnych.
Nie zmienia to jednak faktu, że
większość badań przeprowadzonych wśród rodaków pokazuje, że i optymistyczniej
patrzymy w przyszłość, że cieszymy się swoimi osiągnięciami, że mamy więcej
oszczędności niż kiedyś i że dorabiamy się wprawdzie powoli, ale systematycznie. I przyszłość dla kolejnego pokolenia jawi się
lepiej niż dwadzieścia lat temu dla mnie czy też moich rówieśników.
Oczywiście, że nie ma
społeczeństwa idealnego a utopijna
zasada równości jest tylko bajką, którą włożyć można idealistom pod poduszkę. W
najbogatszych nawet krajach są obszary biedy, nieporównywalnej z niczyimi wyobrażeniami.
Jednak nie może być to wykładnią poziomu życia całego społeczeństwa. To tak
jakby porównywać poziom nauczania w szkole opierając się tylko na uczniach nie
zdających do następnej klasy.
Najlepszym sposobem by ocenić
samemu (bez obawy matactwa czy też propagandy sukcesu) poziom materialny
naszego społeczeństwa jest sprawdzenie jak funkcjonują biura podróży oferujące
zagraniczne wyjazdy, jakie markowe firmy osadziły się na dobre na naszym rynku
(także w jakich miastach), jak wygląda sprzedaż samochodów starych i używanych,
jak wygląda spożycie alkoholu czy też na jakim poziomie zainteresowania
znajduje się prywatna edukacja młodzieży.
Najlepszym sposobem jest także
obserwacja zmian zachodzących na naszej ulicy czy w naszej dzielnicy.
I wtedy szybciej odpowiemy na
pytanie czy nam się polepsza czy też „idziemy na dno”.
.
.