Legalizacja mafii nie da nic..

Od razu piszę, że dzisiaj będę złośliwa. To mi się wprawdzie rzadko kiedy zdarza, ale nie sposób powstrzymać się przed złośliwościami, gdy czyta się komentarze ludzi rzekomo oświeconych, wykształconych, otrzaskanych ze światem, którzy uświadamiają mnie, prostego człowieka, o moim średniowiecznym podejściu do życia i moim braku wykształcenia.

Do dzisiejszego arta sprowokowała mnie wiadomość, że zlikwidowano kolejne coś (papierosy), co jest legalne i można kupić w sklepie na rogu, ale mimo to jest produkowane nielegalnie dla nie wiadomo kogo.

Przypomniał mi się ostatni wysyp ekspertów różnej maści, spuszczonych ze łańcucha po raz kolejny, by przekonywać całą Polskę, że gdy tylko zalegalizujemy marihuanę to nasza ojczyzna uwolniona zostanie od patologii nałogów.

Nie będę zagłębiać się w ostatnie wypowiedzi znanego filozofa, bardziej znanego z tego, że jego pies zamawiał przez internet trawę niż z filozoficznych prac, który ostatni tydzień przeleciał i stacje telewizyjne i gazety by uświadomić nas, że Tusk palił bo miał długie włosy w latach 70tych, a jak wiemy długie włosy u faceta są jak tatuaż na łapie..

O czymś świadczą.

To nic, że w latach 70tych wszyscy młodzi mieli długie włosy, podobnie jak w 80tych, wzorem niejakiego Savage, wszyscy nosili mokrą trwałą - niezależnie od tego co nosili w dolnej części ciała. 

Ale stereotypy są przecież dalekie oświeconym i zapchanym tolerancją głowom. Stereotypy dalekie są od profesorów i filozofów więc trzymajmy się ich wersji, że każdy facet z długimi włosami to ćpun, a każdy facet z mokrą trwałą to.. ;)

Wróćmy do tematu. 

Doświadczenia krajów, które zalegalizowały trawę pokazują, że spożycie narkotyków nie spadło mimo cudownych statystyk dotyczących marychy. Oświeceni już nie podają za przykład Czechów bo tam, to się po legalizacji zaczęło dziać. Teraz porównują z Portugalią. Tam też podobno spadło spożycie trawy - co pewnie jest prawdą, ale nikt nie mówi ile wzrosło spożycie mocniejszego dziadostwa. Jak wzrosło - widać na ulicach i mówię to jako osoba, która dwa tygodnie spędziła w tym kraju, jeżdżąc od miasta do miasta. 

W USA legalizacja spowodowała tylko tyle, że do farmerów, którzy chcieli zarobić na legalnej uprawie trawy, zapukała mafia i jasno dała do zrozumienia, że ten rodzaj działalności gospodarczej jest prowadzony nie na zasadzie liberalizmu, ale wyłączności. A jak ktoś chce hodować po swojemu to albo uznaje te zasady, albo rezygnuje, a jakby mu się chciało na demokrację powoływać, to jelita naokoło drzewa.

W Polsce miałoby być oczywiście zupełnie inaczej. Polska ma taką policję, że mucha nie podskoczy, a służby kontrolne szczególnie wyczulone są na przekręty WIELKICH firm.

Więc u nas byłoby tak.

Ci, którzy teraz pędzą trawę, zalegalizowali by swoje lewe wytwórnie i produkowali dla legalnych hurtowni, sklepów czy aptek. Byłoby cudownie, wzorzyście dla całego świata. Statystyki pokazałyby ile budżet zyskuje (wprawdzie goowno, ale to nic) i jak nagle spada ilość palących.

Cokolwiek. 

Trawę, papierosy, palących trawę w ogrodzie, palących cholewki..

Ale w świecie jest symetria i jeszcze nikomu nie udało się stworzyć sytuacji utopijnej. Więc na drugim końcu tego szczęścia i beznałogia polskiego, byłoby mroczne i piekielne życie.

Bo czemu ma służyć legalizacja trawy?

Temu, by kręcił się biznes legalny a przede wszystkim nielegalny. Ten legalny byłby tylko przykrywką do jeszcze większego nielegalnego. Widzicie oczami wyobraźni kontrole podatkowe czy inne instytucje chętne do informowania mafii o konsekwencjach nieprzestrzegania prawa?

Widzicie te domiary, które nakłada fiskus za znalezienie nadwyżki trawy w magazynie?

Nie?

Ja też nie. 

Bo w tym mafijnym świecie zasady są bardzo proste: albo uznajecie nasze zasady i rezygnujecie z kontroli albo, jakby się wam chciało na demokrację powoływać, to jelita naokoło drzewa..

Bo tam gdzie trzeba płacić podatki zawsze będzie istniał czarny rynek.

Więc drodzy czytelnicy, zapytajcie lepiej dlaczego pewne środowiska w Polsce, stają na głowie by taki scenariusz się zrealizował. 




.
.

.