Co jakiś czas pojawia się w
mediach informacja o kolejnej śmierci gwiazdy show biznesu. Schemat ciągle jest
ten sam: pojawia się informacja, bliscy i fani rozpaczają, rodzina zaczyna
szukać winnego, gwiazdy po fachu mówią, że żałują, że nie zauważyły dramatu
wcześniej, że świętej pamięci gwiazda była miła, kochana i muchy by nie
skrzywdziła.
Potem przychodzi czas na teorie
spiskowe i wskazanie winnego całej sytuacji. A wytwórnie fonograficznie przygotowują
płyty z kompilacjami i liczą zyski. Domorośli psychologowie zaczynają szeregować
zmarłego w przedziale wiekowym i dopisują do tego metkę z napisem „Witamy w
Klubie” i tutaj odpowiednia cyferka.
Niedawno pożegnaliśmy Michaela
Jacksona, Amy Winehouse i jakiegoś chłopaka, który podobno sztachnął się na
siebie bo musiał uśpić psa za głośne szczekanie i wyrzuty sumienia nie
pozwoliły mu żyć. Dzisiaj do tego grona doszła moja ulubiona piosenkarka i w
zasadzie, obok Madonny ikona każdej party mojej młodości.
Przemysł muzyczny jest zwykłą
maszynką do mielenia mięsa. Wyciska z niego wszystkie soki, rozdrabnia na
kawałki i robi z niego hamburgera.
I tak codziennie. I tak w kółko.
Młodzi wykonawcy stają się sensacją sezonu i niezależnie od szans na przeżycie na rynku muzycznym, większość z nich staje się także klientami dilerów narkotyków. Przykładów takich gwiazd mamy na pęczki, dla mnie smutny jest los Duffy, która mimo fenomenalnego głosu zdecydowała się na drogę prosto w kierunku nicości.
I tak codziennie. I tak w kółko.
Młodzi wykonawcy stają się sensacją sezonu i niezależnie od szans na przeżycie na rynku muzycznym, większość z nich staje się także klientami dilerów narkotyków. Przykładów takich gwiazd mamy na pęczki, dla mnie smutny jest los Duffy, która mimo fenomenalnego głosu zdecydowała się na drogę prosto w kierunku nicości.
Trup się kładzie w branży
muzycznej i odejście kolegów czy koleżanek po fachu nie uczy niczego. Nikt tak
naprawdę nie chce przyznać, że ciśnie po koncercie i ma świadomość tego co się
wydarzy w przyszłości. A przecież gwiazdy wiedzą, że z narkotykiem jest jak z fałszywą przyjaciółką:
pomoże, doda sił, poprawi humor, będzie obecna, ale potem gdy do siebie
przyzwyczai zaczyna doić jak złotego cielca. Są jak cudowna kuracja odchudzająca
jajeczkami tasiemca, która w miesiąc pozwala zrzucić kilogramy, a potem wyjada
to co najlepsze zastawiając organizmowi swoje wydalone resztki.
-------------
Whitney Houston była chyba
ewenementem muzycznym na skale światową. Wraz z wielkim talentem dostała wielką
miłość, nad którą nie panowała i która zepchnęła ją w otchłań piekieł.
Każdy wie, że kuracje odwykowe
nie są zerwaniem z nałogiem tylko pomagają uświadomić sobie skalę zagrożenia
jakie niesie nałóg. I decyzję podejmujemy już sami. Decyzję, czy mamy tyle sił
by walczyć z nałogiem do końca życia. Bo tak czy inaczej on jest uśpiony a nie
unicestwiony.
Gdy ktoś nie chce żyć wraca w
ramiona zapomnienia. I czasami już się nie budzi.
.