Co za kraj. Co za ludzie.
Obrzucają się bluzgami z każdej strony. Politycy, zwolennicy polityków, zwolennicy ideologii. Wszyscy w imię walki o wolność słowa.
Codziennie media dostarczają nam do porannej kawy – co polityk powiedział na innego polityka. A że wycieraczka, a że ciota, a że naćpana hołota. Z drugiej strony słychać o zboczeńcach, zoofilach, zdrajcach narodu. Wszyscy uważają, że mają prawo do takiej wypowiedzi.
Gorzej gdy sami padają ofiarami niewybrednych komentarzy. Wtedy zaczyna się walka o kulturę słowa. Polityk, który obraża innego polityka grozi internaucie, że odda go do sądu za to, że internauta wyznaczył kasę za świński ryj. A cała gromada zwolenników polityka obraża się na każdego kto zapyta – o co się obrażacie?
Poseł ze środka wali obuchem w każdego nazywając prostakiem itd. I jednocześnie żąda przeprosin za podobne słowa na swój temat. Prawica dostarczyła nam tylu określeń dla nie prawicowych, że aż cud, że demokracja zniosła ten ciężar.
I wszyscy gdy muszą ponieść konsekwencje swojego zachowania pytają: a jaka jest definicja obrazy?
W tym kraju nie ma żadnego wyczucia taktu i delikatności w życiu publicznym. Nawet jeżeli prawnicy siądą i sformułują definicję, że nie można pluć w twarz – to zawsze znajdzie się mądrala, który plunie i zapyta: a gdzie jest napisane, ze nie mogę pluć od lewej podkręconym charkiem?
I tak będzie w nieskończoność.
Nikt nie zna umiaru. Także sądy.
Jeżeli właściciel antykomor.pl ma ponieść konsekwencje to ok. Ale kto wymyśla aż ponad rok i prace społeczne? Co to jest za wyrok?
Sędziowie albo nie wydają wyroków, albo nie egzekwują wyroków, albo szaleją z wyrokami.
Mogę zacytować słowa Kazika (chyba)
„Coście sk… syny uczynili z tej krainy?”
.