Kociolubność ;)

Wiem, że jest ich trójka.

Wiem, że jeden jest szary w białe ciapy, jeden brązowy i jeden czarny - też w białe ciapki.

Ponieważ już wiem, że są więc codziennie przed domem pod schodami stoi miska z żarełkiem dla nich.

Moje pierwsze spotkanie z nimi miało miejsce w nocy, gdy nagle przebiegły mi drogę na schodach przed domem, przyprawiając prawie o zawał.

Od tej pory tylko je słyszę gdy toczą swoje kocie rozmowy na drzewie albo w krzakach.

Ale tak naprawdę żadnemu nie spojrzałam jeszcze w oczy.

Zazwyczaj była to tylko końcówka ogona albo cień kota.

I dzisiaj właśnie stanęliśmy oko w oko naprzeciw siebie, w samo południe.

Ja zamarłam - on też.

I tak sobie staliśmy gapiąc się na siebie.

Pokazałam mu wzrokiem aparat fotograficzny.

On miałknął, że OK.

Pstryknęłam fotkę, potem zbliżenie.

Machnął ogonem i dał sygnał, że wystarczy.

Potem odszedł spokojnie, jak gwiazda sesji zdjęciowej.

A ja?

Chodzę napuszona jak paw, że udało mi się uwiecznić tą wiekopomną chwilę ;)






.
.

.