Zamieszki medialno-sportowe


Zastanawiałam się od czego zacząć refleksję po pierwszych kilku dniach EURO2012. Czy od inauguracji, która spowodowała, że puchłam z dumy patrząc na stadion i polskich kibiców, czy od meczu, który skończył się remisem, czy od hiobowych zapowiedzi Gadowskiego, że służby rosyjskie szykują prowokację na 12 czerwca czy może od wrzasku antyklerykałów na widok Tytonia, który uklęknął przed bramką a potem powiedział, że z bożą pomocą uchronił polską drużynę przed przegraną.

Zdecydowałam, że zacznę od inauguracji, która tylko utrwaliła we mnie przekonanie, że w tym momencie i tak wygraliśmy EURO. Komu klucha w gardle nie stanęła z wzruszenia temu chwała za zimną krew i panowanie nad emocjami.

Nie przypominam sobie kiedy ostatnio nasza drużyna zremisowała w ważnym wydarzeniu sportowym i mogła poszczycić się takim ryzykiem jakim było sfaulowanie napastnika przez bramkarza i zwycięstwem w beznadziejnej sytuacji jakim jest karny. Ale udało się i na nic najazd ekspertów sportowych na trenera Smudę i narzekanie, że nie zrobił tego co oni by zrobili będąc na jego miejscu. Przed telewizorami wszyscy są ekspertami, ale gdyby ci eksperci poprowadzili mecz to – jak powiedział trener polskiej kadry - dopiero byłaby kompromitacja.

"To był najsłabszy mecz Szczęsnego w kadrze" - słyszałam w mediach. Na czym polegała ta słabość - nie wiem. Może na tym, że nie wpuścił żadnej piłki do bramki?

Nasza narodowa skłonność do błyskania i parcia na szkło poprzez jęczenie miała swój wyraz nie tylko w krytyce trenera Smudy, ale także w licytacji, kto bardziej nastraszy społeczeństwo przed 10-12 czerwca. Według mnie mistrzem okazał się Gadowski z Salonu24, który od kilku dni (jak sam się chwalił) straszył Polaków prowokacją rosyjskich służb opracowaną przy biurku Putina. Tak jakby wymadlał nieszczęście dla naszego kraju by wreszcie dokopać rządowi i utytlać w krwi patriotów radość z EURO 2012.

Niestety chyba nici wyszły z prowokacji (wczoraj na miesięcznicy było spokojnie) i na pocieszenie Gadowskiemu powiem, że służby rosyjskie na pewno spasowały na samą myśl o tym, że Gadowski już wie i teraz szukają kreta wśród swoich bo jak nic, był przeciek. I zajęte poszukiwaniami, wszystkie prowokacje odwołały.

Ale przed nami jeszcze mecz z Rosjanami i Marsz więc panie redaktorze do boju! Może się spełni i w środę na blogu napisze pan triumfalny artykuł zatytułowany „A nie mówiłem?” (gdyby się działo) lub „Gadowski na premiera - zagrał na nosie sowieckim służbom” (gdyby nic się nie działo).

Skrajna prawa i skrajna lewa strona rozpoczęła wyścigi w kategorii kto znajdzie większy problem w mistrzostwach. Śmiało można powiedzieć, że na stadionach siedzą agenci szukający powodów do wymyślania sensacji. I jak prawicowi detektywi widzą je po stronie rosyjskiej i w kichnięciu kibica dostrzegają próbę zainfekowania narodu złośliwymi bakteriami – tak ci z lewej są niezastąpieni w poszukiwaniu śladów krzyża, zakonspirowanego wśród nieświadomych lub o zgrozo! świadomych piłkarzy.

A nasze Orły nie dość, że zremisowały a nie przegrały to jeszcze wchodząc na murawę bezczelnie pochylały się w stronę trawy i po dotknięciu jej stawiały znak krzyża.

Skandal?

W oczach niektórych tak. Jakby tego było mało Tytoń odwrócił się na moment tyłem do piłki, i zamiast pokicać przed pierwszym kontaktem z piłką, uklęknął i przeżegnał się. Rany Boskie! – to już lepiej żeby bramka była pusta niż z takim bramkarzem - rozognił się jeden oświecony w swoim artykule opublikowanym w lisiej norce. Oliwy do ognia dolał kardynał Dziwisz, który powiedział, że modlił się o zwycięstwo.

Skandal nad skandalami. Rzecz niebywała. Świeckość państwa stanęła znowu pod znakiem zapytania.. Bramka to nie kaplica, czerwona kartka dla Tytonia, jeżeli nie ma w Polsce bramkarza potrafiącego bronić bez religijnych praktyk na boisku, to..

I tak dalej i tak dalej.

Prymitywizm myślenia? Pewnie tak.

A piłka jest dalej w grze. Kto wie? Może jutro wygramy?




Więcej na     Salon 24




.
.

.